Strój kucharza jest na tyle łatwym do rozpoznania zestawem elementów ubioru, że trudno pomylić szefa kuchni choćby z pracownikiem służby zdrowia, a już tym bardziej wyobrazić sobie dla niego ubranie zastępcze, które równie czytelnie świadczyłoby o statusie. A jednak, jeśli trochę poszukamy, okazuje się, że same budyniówki, czyli czapki kucharskie, dostać można w dość szalonych wariacjach.
Niekiedy niezwykle mało poważnych wariacjach, co bywa zaletą mniej konwencjonalnych lokali gastronomicznych – tych, które nastawione są na kuchnię regionalną, bądź posiadające menu podporządkowane (pop)kulturowemu motywowi (np. naleśnikarnie, knajpy wegańskie, a w szczególności bistra i kawiarnie). Tu obowiązuje mniej formalny sznyt, a przełamywanie bariery kurtuazyjnej zauważalne jest już w skracaniu przez obsługę dystansu w rozmowie z klientem.
Czapki kucharskie w jednym kolorze są wyborem oczywistym. Ciekawiej zaczyna robić się, gdy przebieramy w barwnych i wzorzystych wersjach z różnymi motywami: lodów w wafelku, pand wcinających bambusa, łat szarych czaszek na czarnym tle, sów, płomieni – włoski producent Ego Chef kieruje się w tym zakresie jedynie zasadą oryginalności i zaskoczenia. Kolejny krok będzie przez to bardziej problematyczny, gdyż bluzy i fartuchy kucharskie, zapaski kelnerskie, toczki czy obuwie gastronomiczne będą wymagały starannego dobrania pod kolor czy wzór.
Pytanie tylko, do jakiego typu klienteli wychodzimy z ofertą? Młodzieżowe grafiki spodobają się młodzieży, jednak jej dziadkowie będą woleli przejść się na tradycyjnego kotleta do mniej krzykliwego lokalu. W tym zakresie trzeba być poniekąd dywersantem – zachęcając wystrojem, a szokując jadłospisem. A nuż skuszony powściągliwym wnętrzem emeryt przekona się do kulinarnej ekstrawagancji.